W maju 2019 roku Sir John Sorrell, dyrektor Festiwalu Designu w Londynie, we współpracy ze Stowarzyszeniem Handlowym Amerykańskiego Przemysłu Drewna Liściastego zaprosił szefów londyńskich instytucji kultury do wspólnego projektu z udziałem najbardziej obiecujących europejskich projektantów. Celem było stworzenie projektów pod wspólnym hasłem „Legacy” (Dziedzictwo) – tak powstały bardzo osobiste lub bardziej związane z wykonywanym zawodem przedmioty, które przedstawiciele świata kultury przekażą w przyszłości członkowi swojej rodziny lub kierowanej przez siebie instytucji. W ramach projektu „Legacy” powstało łącznie 10 obiektów z czerwonego dębu amerykańskiego.
Alex Beard, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, to dyrektor generalny Royal Opera House, który w 2018 roku nadzorował wartą 50 mln funtów przebudowę budynku. W efekcie całkowicie odnowione zostało lobby na parterze oraz powstało nowe audytorium na 400 osób. Tak opowiada o zaangażowaniu w projekt Legacy.
„Jak tylko John Sorrell poinformował mnie o przedsięwzięciu, od razu wiedziałem, że w moim projekcie muszą się znaleźć dwie kanapy do pokoju, w którym odbywam większość moich spotkań. To stosunkowo niewielkie pomieszczenie, w którym raz w tygodniu spotyka się kierownictwo Royal Opera House i w którym prowadzę bezpośrednie spotkania z dyrygentami, artystami i osobami oferującymi wsparcie dla naszej instytucji. Dlatego w trakcie tych rozmów istotne są elementy takie jak wygoda, skupienie, ale też poczucie wspólnoty. Okna pokoju wychodzą na plac na Covent Garden, a jasne wnętrze udekorowane jest dużą liczbą obrazów pochodzących z kolekcji Royal Opera House, w tym zdjęć wielkich artystów, takich jak Darcey Bussell czy Anthony Dowell, a także plakatów kultowych produkcji; na ścianie wisi też portret Constanta Lamberta autorstwa Christophera Wooda.
Nie spodziewałem się, że mój projekt będę realizował w zespole z artystą tego kalibru co Terence Woodgate. Jestem wielkim fanem systemu kanap z serii Slow, które Terence zaprojektował w ramach remontu Barbican Centre w 2006 roku. Dzięki temu we wnętrzach tego słynnego gmachu pojawiła się wizualna przejrzystość i wiarygodność. Jego prace wykonywane są z dużą dokładnością, a jednocześnie cechują się wyrafinowanym pięknem i eleganckim wyrazem form – tworzone przez Terence’a przedmioty składają się na logiczną całość.
Amerykański dąb czerwony to gatunek drewna, o którym wcześniej nie słyszałem, ale od razu spodobał mi się jego głęboki, ciepły odcień. Wystarczy spojrzeć na rozległe zastosowanie orzecha amerykańskiego w naszym nowym foyer i audytorium czy barwionej na ciemno wiśni amerykańskiej w starym audytorium, aby zrozumieć, jak ważnym materiałem wykończeniowym dla Royal Opera House jest drewno. Drewno zapewnia doskonałą akustykę, ale też znakomite wrażenia dotykowe, jest ciepłe z natury i świetnie się starzeje. Drewno to doskonały materiał do wykończenia sali teatralnej, ponieważ jest elastyczne, zmysłowe, można je zginać, formować i kształtować według upodobań, ma swoją osobowość.
Mój sposób myślenia nie koncentruje się na dziedziczeniu rzeczy, ale w moim życiu jest jeden przedmiot, który przeżył swojego pierwotnego właściciela i ma dla mnie ogromne znaczenie – to aparat fotograficzny mojego ojca, Leica M2. Przy jego pomocy powstawały przepiękne zdjęcia i doskonale pamiętam, jak pomagałem ojcu w ciemni podczas ich wywoływania. Zmarł, kiedy miałem siedemnaście lat, a jego osoba miała na mnie ogromny wpływ. Aparat stał się swego rodzaju skarbem właśnie ze względu na wspomnienia, ale też przez to, że to fantastyczny przykład designu, który świetnie wygląda i działa bez zarzutu. Nadal go używam, a czasami używa go też moja córka.
Gmach Royal Opera House stoi na miejscu, w którym przez ponad 300 lat znajdował się teatr. Aktualny budynek zajmuje to miejsce od połowy XIX wieku, a sama instytucja prowadzi działalność od 1947 roku. Te historie przeplatają się ze sobą do dziś – to niezwykle emocjonujące, że te dwie kanapy staną się uczestnikami rozmów, które przyczynią się do kształtowania przyszłości naszej instytucji. Kto wie, dokąd nas to zaprowadzi?”.
Terence Woodgate to projektant przemysłowy, znany ze swoich pozbawionych zbędnych zdobień projektów mebli i oświetlenia, a przy tym eleganckich i innowacyjnych, obsesyjnie wręcz wyczulony na punkcie detali. Na początku swojej kariery kształcił się w kierunku inżynierii projektowej, a następnie zajął się projektowaniem mebli. Poniżej treść wywiadu, jakiego udzielił w związku z udziałem w projekcie Legacy.
W jaki sposób podszedłeś do zaprojektowania tego zestawu?
Terence Woodgate: Umówiłem się na spotkanie z Aleksem Beardem w Royal Opera House i obserwowałem sposób, w jaki siedzi i jaki ma stosunek do mebli w pokoju spotkań. Zauważyłem, że wysokość siedziska w kanapach była chyba za duża, mniej więcej na poziomie siedzisk krzeseł, które znajdowały się w pomieszczeniu. Zazwyczaj kanapy czy sofy mają siedziska umieszczone nieco niżej. To wprowadzało zupełnie odmienną dynamikę w pokoju – każdy wydawał się siedzieć na tym samym poziomie, więc nie było osób, które by się garbiły. Potrzeba była czegoś miększego i wygodniejszego niż ława, ale też nieco wyższego niż zwykła sofa.
Czym się inspirowałeś?
T. W.: Najczęściej pomysły czerpię z geometrii – to ona pokazuje mi drogę, nadaje mi kierunek. Lubię tekstury, ale nie dążę do tego, aby coś udekorować za wszelką cenę. Bardziej interesuje mnie odejmowanie niż dodawanie, a zatem i w tym projekcie pojawiło się usunięcie pewnej części formy.
W jaki sposób amerykański dąb czerwony nadał kierunek Twojemu projektowi?
T. W.: Jedną z wytycznych projektu było ukazanie charakteru drewna, zwrócenie na nie szczególnej uwagi. Podoba mi się takie podejście, ponieważ drewno ma wspaniałe właściwości dotykowe – miło się po nim przesuwa dłonią czy na nim siada, więc czymś zupełnie naturalnym stało się wykonanie podłokietników w całości z drewna. Szybko okazało się, że ich kształt stał się wiodącym elementem całego projektu. Zależało mi na tym, aby oparcia wyglądały na bardzo lekkie, więc wykorzystałem technikę, której używałem już wcześniej – dokonałem sfazowania brzegów, co nadało im delikatności. Same siedziska zostały od góry wytapicerowane piękną przyciemnianą skórą, która nadaje całości naturalnego wyglądu.
Jakie wyzwania związane z realizacją projektu okazały się najistotniejsze?
T. W.: Na pewno wyzwaniem było tempo pracy, jakie musiałem sobie narzucić. Miałem ledwie nieco ponad tydzień na zebranie pomysłów i planów, a to dla mnie dość przerażające. Czasami projekt jawi się w głowie już na samym początku, kiedy cała geometria układa się w spójną całość. Innym razem z kolei walczy z projektantem – wtedy trzeba taką ideę przepracować lub zmodyfikować, a czasem nawet pozbyć się jej i zacząć od nowa. Cieszę się, że tym razem wszystko poskładało się dość płynnie.
Czy kiedykolwiek wcześniej zaprojektowałeś podobny mebel, o takiej strukturze?
T. W.: Nie, a już na pewno nie z drewna. Mam wykształcenie w obszarze inżynierii, więc znam się dość dobrze na konstrukcji, ale lubię przesuwać dany projekt przez kolejne granice, aby stał się jeszcze bardziej interesujący. Chodzi o to, żeby osoba przyglądająca się danemu meblowi zafascynowała się sposobem jego zaprojektowania i funkcjonowania. Te sofy nie wyglądają na bardzo mocne, raczej na bardziej delikatne, ale w rzeczywistości są dość solidnie wykonane. Bardzo długo dyskutowaliśmy w warsztacie Benchmark o sposobie samej produkcji – gdzie powinny się znaleźć panele i jak wyeksponować łączenie, a nie je schować. Te szczegóły naprawdę mają znaczenie. Na brzegach drewna zastosowaliśmy dodatkowo bardzo subtelne ścięcie zaledwie 2 mm, które zostało zastosowane w całym meblu.
Jak Twoim zdaniem będzie wyglądała przyszłość tych kanap?
T. W.: Liczę, że będą długo użytkowane. Przeraża mnie myśl, że mogłyby zostać poddane recyklingowi – nikt chyba nie rozważałby znalezienia ponownego zastosowania dla krzesła Chippendale. Za każdym razem staram się projektować w sposób, który wykracza poza aktualną modę. Mam nadzieję, że dzięki użyciu materiałów, które pięknie się starzeją, kanapy przetrwają wiele długich lat. Na drewnie czasami zostają ślady i zadrapania, ale materiał doskonale się trzyma, podczas gdy inne surowce z czasem po prostu tracą na atrakcyjnym wyglądzie.
Czy w Twoim życiu jest przedmiot, który cenisz bardziej niż wskazywałaby na to jego wartość rzeczowa?
T. W.: Mam taki stary duński otwieracz do butelek wykonany z żeliwa. Nie może się pochwalić jakimś szczególnym designem, ale jest niewiarygodnie miły w dotyku: znakomicie leży w rękach, ma odpowiednią wagę i masę. Za każdym razem, otwierając nim butelkę piwa, doświadczam radosnej chwili. Patrząc na przyrządy w szufladzie, zawsze wybieram ten konkretny otwieracz, zresztą tak samo jak wszyscy pozostali członkowie mojej rodziny. Takie rzeczy naprawdę mnie intrygują. Mam też kilka widelców zaprojektowanych przez Ettore Sottsassa i jeszcze nigdy nie trafiłem na widelec, przy pomocy którego tak samo dobrze jadłoby się linguine – po prostu doskonale układa się do ręki. Jest też odpowiednio wyważony i świetnie wygląda, ale nie jest niewolnikiem określonego stylu. Uwielbiam to.